Ciekawe wyzwanie spotkało ostatnio mnie oraz moich kolegów. Wczoraj wracając z imprezy u znajomych natrafiliśmy na młodego Rosjanina, która przyjechał do Polski w związku z nadchodzącym XVII Przystankiem Woodstock. Prosił nas o pomoc w znalezieniu szkoły, gdzie miał nocować. Okazało się, że owa placówka jest w Kostrzyniu nad Odrą, a zastaliśmy go na ulicach Gorzowa Wielkopolskiego. A zatem nieznajomy za wcześnie wysiadł z pociągu. Znalazł się on w niesprzyjającej sytuacji - zgubił w obcym mieście o bardzo późnej porze, do tego pogoda w ostatnich dniach nie dopisywała.
Nie można obcej osoby zostawić samemu w takiej sytuacji, czyż nie?
Postanowiliśmy pomóc. Ja przenocowałem przybysza z dalekiego Sankt - Petersburga u siebie w mieszkaniu, zaś koledzy odwieźli go rano do Kostrzyna. Na szczęście ów człowiek znał całkiem dobrze angielski, co umożliwiło nie tylko porozumieć, ale też bliżej się poznać - ot, pogadać tak po ludzku. Nasz nieznajomy Ilia opowiedział, że jechał organizować na Przystanku koncerty zespołów Indie (prawdopodobnie w wiosce Hare Kriszna). Ilia był nam bardzo wdzięczny za okazaną pomoc. Powiedział nam, że w ojczystej Rosji do rzadkości należą sytuacje, gdy ludzie pomagają nieznajomym.
Jakie wnioski wyciągnę z tej przygody? Po pierwsze ów rosyjski gość zaimponował mi, że był w stanie zdobyć się na daleką podróż pociągami z Sankt Petersburga, pojechać samemu do innego kraju.
Po drugie, myślę że wspólnie z moimi towarzyszami zachowaliśmy się w sposób godny idei Przystanku Woodstock. Od kilkunastu lat zjeżdżają się tam na koncerty tysiące ludzi nie tylko z Polski, reprezentują różne podejścia do życia, wierzą różnym ideologiom i mają różne gusta. A jednak do rzadkości należą przypadki, by uczestnicy festiwalu rzucali się sobie do gardeł. Czasem nawet potrafią sobie nawzajem pomagać w potrzebie.
Pomogłem osobie nieznajomej, a nawet zapewniłem jej w potrzebie nocleg. Myślę, że odebrałem ważną lekcję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz